Wydawnictwo Romanse Ewelina C.Lisowska
Seria WIEK-NIEWAŻNY
cz. 2. Powroty
Rozdział 20. Nieudana randka
Kolejne dni nie przyniosły niczego nadzwyczajnego. Radek całował mnie coraz odważniej, ale moja sztywność sprawiała, że odsuwał się. Oddawałam się mu wbrew głosowi mojego serca, bo chciałam ujarzmić uczucia, które kierowały moje myśli ku innym ustom, dłoniom, oczom…
– Mamy czas, Kochanie – mówił cierpliwie. Byłam mu wdzięczna za wyrozumiałość. Chciałam zmusić się do pozostania z nim, bo uważałam, że tak byłoby dla mnie najbezpieczniej.
Umówiłam się z nim na sobotę, aby obejrzeć jego atelier, które tak zachwalał. Najwidoczniej nie miał zamiaru ze mnie zrezygnować, mimo trudności związanych z moją sztywnością. Chciał zapewnić nam trochę więcej intymności, abyśmy mogli posunąć się o krok dalej. Trochę się bałam, ale fakt, że nie czułam do niego prawie niczego oprócz wymuszonej sympatii, sprawiał, że było mi trochę obojętne, co się tam stanie. Nie można zmusić się do miłości.
Niestety okazało się, że w domu byłam bardziej potrzebna niż zwykle. Jola i Leszek pojechali w piątek wieczorem na romantyczny wypad i mieli wrócić następnego wieczoru. Wstałam w sobotę rano i zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Władka pochylonego nad kubkiem herbaty. Wyglądał mizernie. Był blady i widziałam, że dziwnie się trzęsie. Spojrzał na mnie spode łba i od razu spuścił wzrok. Zmarszczył czoło, jakby patrzenie na mnie sprawiało mu ból. Zaczesał swoje włosy do przodu – zrobił z nich kurtynę po obu stronach swojej twarzy.
– Władziu, pokarz czoło. – Podeszłam do niego zaniepokojona jego stanem. Przyłożyłam dłoń do jego rozgrzanej głowy. – Masz gorączkę. Idź do łóżka. Zaraz przyniosę ci jakieś specjały.
Posłuchał mnie i jak grzeczny chłopczyk, bez cienia protestu poszedł do pokoju na górze, gdzie niedawno się wprowadził. Mimo tego, że jego obecność od pewnego czasu zaczęła mi ciążyć, cieszyłam się, że nie musi marznąć w tej norze pod szklarnią.
Zrobiłam mu herbatę z sokiem z malin i wzięłam tabletki na przeziębienie, choć nie wydawało mi się, żeby był przeziębiony. Nie zapomniałam także o termometrze. Gdy weszłam, Władek już leżał w łóżku, roztrząsany przez dreszcze.
– Oj! Gdzieś ty się tak, biedaku, doprawił? – zapytałam. Widziałam, jak cierpi. Strzepnęłam termometr. – Podnieś paszkę.
– Daj, ja sam… – zaszczękał zębami. Podałam mu termometr i zaczęłam mierzyć czas na budziku stojącym obok, na stoliku nocnym. Zamknął oczy, co oznaczało, że nie chciał nawiązywać rozmowy. Zajęłam się przeglądaniem Internetu w komórce. Siedem minut trwaliśmy w milczeniu. Gdy tak leżał, taki chory biedulek, przypomniał mi się chory Dariusz. On też wyglądał tak marnie. Mimo że nie widziałam go od wielu miesięcy, nadal był w mojej głowie i nie odstępował mnie nawet na krok. Kochałam go i nic nie mogłam na to poradzić. Skoro kochałam Dariusza, to co właściwie czułam do Władka? Może tak naprawdę tylko mi go przypominał i dlatego wzbudzał we mnie tak ciepłe uczucia? Lubiłam Radka, ale on nie był żadnym z nich.
Podał mi termometr. Spojrzałam mu w oczy po raz pierwszy od tygodnia.
– Na razie masz trzydzieści siedem i pięć. Musimy sprawdzać co jakiś czas. Teraz wypijesz herbatkę, a później ugotuję rosół, to zawsze pomaga.
– Idziesz do niego? – zapytał roztrzęsiony.
– Jeśli będziesz się tak źle czuł, to nigdzie nie pójdę.
– Więc chcę czuć się źle. – Z jego ust wydobył się głos podobny do głosu pana D, a jego miękki wzrok sprawił, że poczułam motyle w brzuchu.
– Nie mów tak. Nie chcę, abyś źle się czuł.
– Zależy ci na mnie?
Spuściłam wzrok. Wciąż walczyłam ze swoimi uczuciami. „Nie potrafię go okłamać.”
– Przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważny.
– Ale kochasz kogoś innego?
– Tak.
– Tego chłopaka, który…
– Władziu, proszę. Prześpij się. A ja muszę na chwilę wyjść. Idę na zakupy, a potem zobaczymy.
Chciał mi jeszcze coś powiedzieć, zaprotestować, ale tylko złapał w locie moją dłoń i uścisnął ją. Ta niespodziewana pieszczota sprawiła, że zapragnęłam z nim pozostać, byle tylko mnie kochał. A jednak, chwilę później wyszłam, bo dusza przypomniała mi wiernie o panie mojego serca. To jednak nie przeszkodziło mi w tym, aby koło 18:00 ubrać się w dzianinową sukienkę oraz wysokie, czarne buty na szpilce i opuścić dom.
Owszem, martwiłam się o Władka, ale te uczucia, które we mnie wzbudzał, kolidowały mi z platoniczną miłością do Dariusza i rozsądnym związkiem, który miałam zamiar stworzyć razem z panem ASP. I pojechałam tam, do obcego mi mężczyzny, który był moim lekiem na szaleństwo.
– Wejdź! Kolacja już czeka! – Zaprosił mnie szerokim gestem, a gdy tylko postawiłam nogę w jego mieszkaniu, obdarował mnie czułym całusem. Ubrany w jeansy, mocno opinające jego zgrabną pupę, oraz w białą, rozpiętą pod szyją koszulę z kołnierzykiem, prezentował się ponętnie, lecz nie na tyle, abym mogła poczuć natychmiastowe uwielbienie dla jego męskiej powierzchowności.
Mieszkanie było niewielkie, była to ciasna kawalerka z czymś na kształt kuchni, z miejscem do malowania, gdzie stały ciężkie, drewniane sztalugi. Była tam też mała łazienka oraz składzik, gdzie artysta trzymał swoje ukończone dzieła. Rozejrzałam się po pstrokatym wystroju. Faktycznie dominowały tu kwiaty najróżniejszych gatunków, nie tylko w donicach, ale i na obrazach zawieszonych na ścianach.
– Usiądź, kochana – zachęcił szarmancko. Odsunął krzesło stojące przy niewielkim, okrągłym stoliku, przy którym po chwili usiadłam. – Nawet nie wiesz, jak bardzo nie mogłem się doczekać tej kolacji. – Zajął miejsce naprzeciwko mnie, po czym zaczął otwierać butelkę czerwonego, wytrawnego wina, którego swoją drogą nie cierpiałam.
– Tak? – udałam zdziwienie, a moje myśli pobiegły w stronę tego wieczoru, gdy Władek zastał mnie pijaną w kuchni i ucięliśmy sobie pogawędkę. Przypomniałam sobie jego słowa i to jak czule mnie obejmował.
– Dwa razy tak. Wypijmy toast za ten wieczór, oby był udany. – Jego oczy powędrowały w stronę tapczanu zasłanego dekoracyjną narzutą. Tkanina pokryta była najprawdziwszymi płatkami czerwonych róż. „Nie cierpię martwych kwiatów… Boże, on chce się ze mną przespać!” Przestraszyła mnie ta perspektywa.
Kolacja była smaczna. On wiele o sobie opowiadał, a ja milczałam jak zaklęta. Pokazał mi swoją kolekcję obrazów, lecz ja przez cały czas myślałam o chorym Władku i o Dariuszu, który się przeze mnie rozchorował.
Usiedliśmy na tapczanie. Zaczął mnie całować… „Nie, to nie to! Dlaczego nic nie czuję?!” I wtedy, gdy już kładł mnie na płatkach róż, aby wzbudzić we mnie odrobinę pożądania, odezwał się mój telefon. Poderwałam się na równe nogi i w mig znalazłam się przy mojej torebce. Na aparacie wyświetlił mi się numer Władka.
– Halo?
– Kasiu, potrzebuję cię – usłyszałam słaby głos po drugiej stronie słuchawki.
– Gorzej się czujesz?
– Zaraz oszaleję z tego bólu.
– Głowa?
– Też.
– To może masz grypę? – Obejrzałam się na Radka, który wydał mi się nachmurzony.
– Nie… potrzebuję ciebie. Wracaj, błagam.
– Dobrze, zaraz będę! – Rozłączyłam się. – Wybacz, ale… Jola się pochorowała i muszę się nią zająć.
– Skoro musisz… – Wstał i zatrzymał się bardzo blisko mnie. Złożył kilka namiętnych pocałunków na moich ustach, lecz ja byłam już myślami przy chorym. Odstąpił, zawiedziony moim brakiem ikry. – Dobrze wiedzieć, że jesteś taka opiekuńcza. Gdy będę chory, nie omieszkam poprosić cię o opiekę! He, he! Podwieźć cię?
Zerknęłam na telefon, gdzie wyświetliła mi się 20:30. Byłam u niego zaledwie godzinę! A dłużyło mi się, jakbym była wieki!
– Zaraz mam autobus, nie kłopocz się.
Nie czekałam na autobus, lecz czym prędzej pomaszerowałam do domu. Było chłodno, a w powietrzu unosił się zapach spalenizny. Szpilki to niezbyt dobry środek transportu, ze względu na nierówności chodnika oraz kocie łby pokrywające jezdnię. Mimo niewygody uparcie zmierzałam do celu. Piętnaście minut później wparowałam do domu, owładnięta okropnym bólem powykręcanych kostek. Czym prędzej ruszyłam do pokoju Władka – po drodze ściągałam z nóg narzędzia tortur. W końcu dotarłam. Stanęłam przy nim i pochyliłam się nad jego bladą twarzą. Powitał mnie nieznacznym uśmiechem.
– Jesteś… Wiedziałem, że gdy cię wezwę, to przyjdziesz, kochana. Auu! – Złapał się za głowę.
– Ile masz temperatury?
– Dużo.
– Zaraz podam ci drugą porcję rosołu, zostało sporo z obiadu. Zobaczymy, co będzie dalej.
Pochwycił moją dłoń w chwili, gdy miałam odejść.
– Jak randka?
– Nieudana.
– Wybacz.
– To nie twoja wina.
Odetchnął ciężko, po czym schował dłoń pod kołdrę.
– Zaraz będę, Władziu!
Podgrzałam rosół i nakarmiłam chorego. Niestety mimo moich dobrych chęci, gorączka bardzo się podniosła. Wrócili Solscy, i Jola zadecydowała, że trzeba wezwać pogotowie.
– Kasiu, proszę… wyjdź – mamrotał chory, który wywracał gałkami, jakby zaraz miał opuścić ten świat. Jego słaby głos przypominał mi teraz bardziej niż zwykle głos Dariusza. Zaczęłam się bać, że właśnie widzę Władka po raz ostatni.
– Dlaczego mam wyjść? – zapytałam. Siedziałam przy nim i uporczywie trzymałam go za rękę.
– On ma rację, Kasiu – odezwała się Jolcia. – Zaraz będą tutaj panowie ratownicy i lepiej, żebyśmy nie przeszkadzały. Leszek przy nich zostanie. – Jola ujęła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia, ale ja zaparłam się jak osioł.
– Chcę przy nim zostać!
Widok jego bladej twarzy, całej pokrytej kroplami potu, i rozchylonych warg łapiących łapczywie powietrze, sprawiał mi niemal fizyczny ból.
– Proszę – nalegał Władek. Dziwił mnie ton, w jakim to mówił. Jakby to, że z nim zostanę, miało mu przynieść jakąś szkodę. Może zwyczajnie bredził przez gorączkę? Odpuściłam sobie wszelkie protesty. Wyszłam rozczarowana.
Gdy czekałyśmy z Jolą w kuchni na jakieś wieści, trzęsłam się z nerwów. Nawet ziółka na uspokojenie mi nie pomagały. W końcu nie wytrzymałam, bo strasznie długo to trwało. Wyszłam na piętro, lecz zanim zdążyłam zapukać do drzwi, ratownicy wyszli z pokoju.
– Dobranoc pani!
– Dobranoc. – Popatrzyłam za odchodzącymi ratownikami.
– Dom wariatów! – powiedział jeden do drugiego, gdy nieco się oddalili.
– Czego się nie robi z miłości? – odpowiedział ten drugi.
Zbagatelizowałam te komentarze i po cichutku nacisnęłam na klamkę, aby wejść do pokoju chorego. Niestety drogę zastąpił mi Leszek, który właśnie stamtąd wychodził.
– Ciiichooo! – szepnął i pokazał mi gestem, że chory właśnie zasnął. Wyszliśmy i zamknęliśmy za sobą drzwi. – Będzie spał do rana.
– Będzie zdrowy? – zapytałam zmartwiona.
– Tak. Silny z niego chłop! Muszę teraz iść wykupić lekarstwa. Tu niedaleko jest apteka dwudziestoczterogodzinna. Wrócę niedługo. – Wyszedł i tyle go było widać.
W nocy nie mogłam zasnąć, bo wciąż się o niego martwiłam. Zerknęłam na swój telefon komórkowy i wtedy przypomniałam sobie, że byłam dziś na randce z Radkiem. Ujrzałam, że mam kilka nieodebranych wiadomości od niego. Zdenerwowałam się, bo zawsze odpowiadałam na wiadomości od razu. Była już druga w nocy, ale mimo to napisałam do niego usprawiedliwiającą wiadomość. Oczywiście nie przyznałam się mu, że opuściłam go z powodu Władysława! Przeprosiłam go za to, że musiałam wyjść tak wcześnie. Po chwili dostałam odpowiedź: „Nie ma sprawy. Umówimy się w dogodniejszym czasie. Pozdrów chorą Jolę.”
„Boże, wybacz mi to kłamstwo.”
Nie mogłam zasnąć w dalszym ciągu. Musiałam spojrzeć choć na chwilę na mojego podopiecznego. Bałam się, że wciąż ma wysoką gorączkę. Wstałam, ubrałam szlafrok i na paluszkach zakradłam się pod drzwi jego pokoju. Wkradłam się jak złodziej w środku nocy do jego sypialni i stanęłam przy nim. Spał i pochrapywał nieznacznie. Usiadłam na łóżku, po czym delikatnie odgarnęłam włosy z jego twarzy. Czoło miał zimne. Ulżyło mi. Otworzył oczy i przyjrzał mi się z niedowierzaniem.
– Kasia? – zapytał zaspany.
– Tak. Śpij Władzio. Sen ci pomoże – szepnęłam.
– Połóż się przy mnie na chwilę. Miałem koszmar i nie chcę być sam.
Nie odmówiłam ze współczucia dla tego biedaka. Położyłam się na kołdrze obok niego. Przytulił się do mnie niczym dziecko do piersi matki, a ja pogłaskałam go po głowie.
– Śpij, śpij – szeptałam.
– Kocham cię – wymruczał cichutko.
Po chwili usłyszałam, że chrapie.
„Powiedział to przez sen, czy jeszcze na jawie?”
Nie miałam czasu, aby się nad tym zastanawiać. Poczułam się tak dobrze, że oczy same zamknęły mi się do snu…
***
Zbudziły mnie promienie słońca przebijające się przez grubą zasłonę zakrywającą okno. Nie zmieniliśmy położenia naszych ciał nawet na milimetr. Poczułam, że moja ręka, spoczywająca od wielu godzin pod głową śpiącego, kompletnie zdrętwiała, więc delikatnie spróbowałam ją uwolnić. Niechcący obudziłam tym wielkoluda-wikinga.
– O! Kasia! Dzień dobry! – powiedział zaskoczony, gdy ujrzał mnie z tak bliska. Najwyraźniej był bardzo zadowolony z siebie. Poruszona w sercu tą jego bliskością, szybko uwolniłam się z jego objęć i powstałam.
– Dzień dobry! Jak się czujesz? – zapytałam. Udałam, że wcale niczego szczególnego nie poczułam. Przeciągnęłam się i ziewnęłam przeciągle.
– Całkiem dobrze. Chyba uleczyła mnie ta noc u twojego boku. – Uśmiechnął się łobuzersko i popatrzył na mnie z uwielbieniem. „Darek też tak na mnie patrzył.” Otrząsnęłam się z tych obsesyjnych myśli.
– Cieszę się, że już lepiej się czujesz. Wczoraj było z tobą ciężko.
– Wiem.
– Władzio? Dlaczego kazałeś mi wyjść, zanim przyszli ratownicy?
– Ja… nie pamiętam. Mówiłem coś takiego? – Wyglądał, jakby faktycznie nie wiedział, o co chodzi.
– Tak.
– Nie pamiętam. Wybacz, ale to chyba było jakieś bredzenie podczas gorączki. – Wzruszył ramionami i zrobił minkę niewiniątka, a ja dałam wiarę jego słowom i wyrzuciłam wątpliwości na śmietnik zwany zapomnieniem.
***
Ebook do kupienia na stronie autorskiej www.ecl-pisarka.pl w Ebook Romanse Sklep
Książka w wersji drukowanej dostępna w księgarni internetowej RIDERO -> https://ridero.eu/pl/books/wiek-niewazny/
Tu jesteś:
- Strona Główna
- Autorskie
- Fragment romansu WIEK-NIEWAŻNY cz.2. Powroty