Adrian Kanzy

Moja Wizytówka 
 

O Mnie

Pisarz niezależny.
Emigrant systemowy.
Pielgrzym na bezdrożach życia
Autor kilku książek
Trochę ciekawostek o mnie (niekoniecznie chronologicznie)

Gdy miałem około dwadzieścia lat założyłem bractwo rycerskie, które działało około dziesięć lat. W najlepszym swoim okresie miałem w szeregach czterdzieści osób, a średnio przez ten okres było nas minimum dwadzieścia pięć. Odtwarzaliśmy najpierw wikingów, zanim stało się to modne. Później Gwardię Wareską, mimo bardzo skąpych informacji na jej temat w tamtym czasach.
Organizowaliśmy lub byliśmy współorganizatorami imprez historycznych i festynów w Polsce i za granicą.
Stworzyłem własny system ćwiczeń podnoszących wytrzymałość i sprawność, zapożyczając elementy treningowe ze szkoły walki wręcz oraz własny styl walki mieczem, którego system sprawdzał się podczas nauki walki bronią białą i w późniejszym czasie podczas pojedynków na turniejach rycerskich.

Tworzyliśmy rodzinną grupę ludzi, których wspólne relacje wykraczały poza grupę odtwórstwa historycznego.


Pracowałem w Polsko-Czeskim Centrum Szkolenia Rycerstwa, które teraz znane jest jako Gród w Byczynie.
Byłem tam instruktorem i nauczycielem, przewodnikiem i wykładowcą oraz wychowawcą kolonijnym. Wszystkie te dziedziny były ściśle powiązane z rekonstrukcją materialną epoki średniowiecza, samą historią oraz nauką dawnych rzemiosł. Powiedzmy, że biegle miotam nożem, toporem i włócznią. Wiem czym jest łuk i strzała oraz płynnie i z pasją operuję wszelaką bronią znaną z dawnych epok. Konno też zdarzyło mi się jeździć, a na temat historii potrafię mówić godzinami. Liznęło się trochę dawnego kowalstwa i tuzina innych zapomnianych dziś zawodów.

Gdy przyjechałem do Wielkiej Brytanii sprawy tak się potoczyły po kilku tygodniach, że dostałem zaproszenie na casting do serialu o wikingach. Kryteria spełniałem, choć były wyszukane jak na dzisiejsze czasy: jazda konna, łucznictwo, fechtunek i inne tego typu dziwne rzeczy.
Niestety nie skorzystałem, mimo niesamowicie korzystnej oferty finansowej. Tak naprawdę nie mam pewności czy zostałbym wybrany i w którym rzędzie statystów bym stał :)
Moja żona była w ciąży i półroczna nieobecność pokrywałaby się z terminem porodu. Poza tym w najbliższym czasie szykowała nam się przeprowadzka, więc nie mogłem żonie samej wszystkiego zostawić. Do tego mieliśmy już jednego małego łobuza, który biegał po domu i wymagał uwagi. Odrzuciłem ofertę i pozostałem z rodziną, ponieważ mnie potrzebowała. Rodzina jest najważniejsza i ponad wszystko. 
Życie to wybory i priorytety, a najważniejsze w tym wszystkim jest szczęście rodziny.

Pracowałem w międzynarodowej korporacji ubezpieczeniowo-inwestycyjnej. W 2012 roku na 750 agentów w całej Polsce zająłem miejsce piąte. Na tak wysoką pozycję w rankingach najlepszych agentów dostałem się w ciągu trzech lat bardzo ciężkiej pracy. Jak mi się to udało? Szedłem tam, gdzie inni bali się iść. Dzwoniłem do firm, gdzie nawet starzy agenci nie chcieli dzwonić. Byłem pewny siebie i zdecydowany. 
Nie miałem doświadczenia w sprzedaży produktów finansowych i wszystkiego się musiałem nauczyć. Oczywiście miałem doświadczenie sprzedażowe oraz w kontaktach z klientem. Zresztą mówiono, że nie ma rzeczy, której bym nie potrafił sprzedać.
Pracując w korporacji byłem przykładem niekorporacyjnego agenta. To była największa bolączka moich przełożonych, bo oto dobrze rokujący agent, przyszły lider zespołu nie chce się poddać korporacyjnemu prądowi.
W pierwszym roku dostałem zaproszenie na kongres i miałem poznać głównego szefa i resztę zarządu. Mój dyrektor stwierdzi, że nie pamięta, kiedy kogoś zapraszano w pierwszym roku jego pracy. Wyniki zrobiły swoje i zostałem zaproszony jako świeżak tam, gdzie jeździli tylko starzy wyjadacze. Nie pojechałem. Powiedziałem, że mam już zaplanowany weekend. Dyrektor pytał się co takiego jest ważniejszego od kongresu. Powiedziałem, że jadę z rodziną do parku dinozaurów.
Za głowę się łapali i nie mogli ani zrozumieć, ani uwierzyć.
A wyniki robiłem dalej.
Kolejne wycieczki jako nagrody do Brazylii, Hiszpanii. Nie pojechałem, bo bilet był tylko dla mnie. A ja powiedziałem, że jeżeli mam gdzieś lecieć do jakiejś Brazylii, to bilet dla mojej żony i syna też musi być. Nie było. Nie pojechałem.
Wyniki robiłem dalej, a korporacja coraz bardziej się wkurzała na mój nielogiczny dla nich przypadek.
Doszło w końcu do wielu bardzo niemiłych sytuacji, które uświadomiły mi, że korporacja to nie tylko wyniki. Korporacja to również biznesowa rodzina, która jest o Ciebie zazdrosna. Dzieli nie tylko wyniki i walkę o kolejną wypłatę, ale to również wspólna wódka, dupy i wyjazdy. Bo co się dzieje w korporacji, to zostaje w korporacji. Niestety dla mnie ponad to wszystko rodzina była najważniejsza i żadne pieniądze nie były w stanie tego zmienić.
Nagromadzenie się problemów z powodu mojej niekorporacyjnej natury i prowokacji nie tyle ze strony innych agentów, ale również samego dyrektora oddziału spowodowały, że się zwolniłem. Nie pasowałem im, a wyniki to nie wszystko, aby przetrwać w korporacji. 
Doświadczenie w sprzedaży oraz jej psychologii to skarb, jaki wyniosłem z tego wyścigu szczurów.
Zbudowana tam pewność siebie pomogła mi w wielu sprawach życiowych, oraz pomogła pomóc mi innym.

Dorobek literacki

Swoją przygodę z pisaniem książek na poważnie rozpocząłem w 2016 roku. Od tamtego czasu wydałem pod pseudonimem za pośrednictwem amerykańskiej firmy wydawniczej osiem książek. Pojawiło się jedno wznowienie i dwa tłumaczenia na język angielski.
W chwili obecnej postanowiłem tworzyć pod własnym nazwiskiem i wkrótce pojawią się tutaj wszystkie wznowienia książek wcześniej opublikowanych oraz te, nad którymi aktualnie pracuję.