Moja Wizytówka
Fragment rozdziału 6. powieści "Modliszka".
Był październikowy wieczór. Słońce dawno już zaszło. Wyjątkowo wracałam do domu późniejszym pociągiem.
Żeby dojść do dworca, musiałam przejść koło ciemnego parku. Zazwyczaj po lekcjach chodziłam tamtędy na skróty, ale wieczorami był zupełnie nieoświetlony i wolałam nadłożyć drogi z budynku liceum.
Minęłam bramę, przez którą przebiegała parkowa ścieżka. Oddaliłam się od niej już dobry kawałek, gdy wyszło z niej trzech mężczyzn. Nie zauważyłabym ich, gdyby jeden z nich nie potknął się o nierówny chodnik i nie zaklął pod nosem.
– Patrz, jak chodzisz – powiedział do niego jeden z kolegów, rechocząc.
– Robią takie nierówne. Chodzić się po tym nie da – marudził pierwszy, kopiąc w krawężnik. – Patrzcie – odezwał się zupełnie innym tonem i szturchnął kolegę, który jeszcze nie patrzył w moją stronę.
Czym prędzej odwróciłam się w swoim kierunku i ruszyłam dalej.
– Hej, koleżanko – zawołał jeden z nich. – Zaczekaj.
Nie miałam wątpliwości, że chodziło mu o mnie. W pobliżu nie było nikogo innego. Instynkt samozachowawczy podpowiadał mi, żebym jak najszybciej dotarła na stację, gdzie będzie więcej ludzi.
Szli za mną. Przyśpieszyłam kroku. Zrobili to samo.
– Dokąd się tak śpieszysz? – zawołał któryś z nich.
Nerwowo zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze ponad godzinę do pociągu. O tej porze na stacji mogło jeszcze nie być nikogo, a obecność tamtej trójki za plecami niepokoiła mnie. Wolałam znaleźć się w jakimś bardziej zatłoczonym miejscu.
Weszłam do pobliskiego sklepu. Jeżeli mieli zamiar iść za mną cały czas, mogłam zgubić ich między półkami z towarem. Nie weszli do środka. Pokręciłam się chwilę po wnętrzu i zerknęłam przez szybę. Wyglądało na to, że poszli, więc wyszłam na zewnątrz i ruszyłam dobrze znaną mi drogą.
– Trochę kazałaś na ciebie czekać. – Usłyszałam za sobą męski głos.
Czyjaś ręka spoczęła na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się i szybko odwróciłam twarzą do trójki młodych mężczyzn, którzy szli za mną wcześniej. Musieli przystanąć w cieniu budynku i z wnętrza sklepu nie miałam szansy ich zauważyć.
Odwróciłam się bez słowa z zamiarem ruszenia przed siebie, ale zatrzymało mnie szarpnięcie w okolicach nadgarstka.
– Dokąd idziesz, koleżanko? – Najwyższy z chłopaków złapał mnie za przegub, a któryś z pozostałych dwóch zastąpił mi drogę.
Wyszarpnęłam energicznie rękę z uścisku tego pierwszego. Nie złapał mnie kolejny raz, ale uśmiechnął się zadowolony i pogładził wierzchem palca wskazującego po policzku. Zamarłam.
– Nie lubisz, jak ci się ktoś naprzykrza? – zapytał z wrednym uśmiechem. – To nawet lepiej. Zadziorna. Lubię takie – powiedział i wymienił spojrzenia ze swoimi towarzyszami. – Z nami możesz się świetnie zabawić, wiesz? Nas jest trzech, ty jedna. Miałabyś co robić. Nie nudziłabyś się. Masz chłopaka?
Nic nie odpowiedziałam, tylko posłałam mu spłoszone spojrzenie.
– Chyba nie – mruknął wysoki z paskudnym uśmiechem, który niesamowicie szpecił jego całkiem ładną twarz. – Szkoda by było takiej ładnej buzi tylko dla jednego faceta. Chciałabyś zostać dziewczyną kilku facetów?
Jego dłoń zanurkowała pod moją spódniczką, a ja poczułam się tak, jakby coś ciężkiego wpadło mi do żołądka. Zaczęłam panikować. Instynkt mówił mi, żebym uciekała, ale nie miałam dokąd, a nogi stały się ciężkie i miękkie.
– Mmm… – wymruczał, pociągając za materiał moich majtek. – Stringi. Lubisz się zabawić, co?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Rozejrzałam się tylko dookoła w popłochu i kilka metrów dalej zauważyłam jakiegoś człowieka, który przechodził przez ulicę. Niewiele myśląc, wyminęłam wysokiego chłopaka i pobiegłam do tego kogoś ile sił w nogach.
– Udawaj, że mnie znasz, proszę – powiedziałam cicho błagalnym tonem, wtulając się w tors zupełnie obcego mężczyzny. – Ci faceci szli za mną już jakiś czas i nie chcą dać mi spokoju.
Facet znieruchomiał. Modliłam się w duchu, żeby mnie nie odtrącił. Był w tym momencie moją jedyną deską ratunku i dzięki Bogu po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk.
Odetchnęłam z ulgą. Tamci trzej nie byli już tacy skorzy do zaczepiania mnie w obecności innego mężczyzny.
– Dziękuję – powiedziałam do mojego wybawcy, kiedy już opadły we mnie emocje. – I przepraszam, że się tak na ciebie rzuciłam.
Mogłam mu się teraz lepiej przyjrzeć. Właściwie był to chłopak mniej więcej w moim wieku o rzucającej się w oczy śródziemnomorskiej urodzie. Patrzył na mnie z góry łagodnymi, ciemnymi oczami i uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Gdybyś ty do mnie nie podeszła, ja bym to zrobił – powiedział łagodnym tonem. – Jestem Manuel.
~~~~~~~~~~~
Całość do kupienia w Empiku i innych księgarniach w wersji papierowej jak i elektronicznej (ebooki również na Legimi i innych popularnych platformach ebookowych).
Był październikowy wieczór. Słońce dawno już zaszło. Wyjątkowo wracałam do domu późniejszym pociągiem.
Żeby dojść do dworca, musiałam przejść koło ciemnego parku. Zazwyczaj po lekcjach chodziłam tamtędy na skróty, ale wieczorami był zupełnie nieoświetlony i wolałam nadłożyć drogi z budynku liceum.
Minęłam bramę, przez którą przebiegała parkowa ścieżka. Oddaliłam się od niej już dobry kawałek, gdy wyszło z niej trzech mężczyzn. Nie zauważyłabym ich, gdyby jeden z nich nie potknął się o nierówny chodnik i nie zaklął pod nosem.
– Patrz, jak chodzisz – powiedział do niego jeden z kolegów, rechocząc.
– Robią takie nierówne. Chodzić się po tym nie da – marudził pierwszy, kopiąc w krawężnik. – Patrzcie – odezwał się zupełnie innym tonem i szturchnął kolegę, który jeszcze nie patrzył w moją stronę.
Czym prędzej odwróciłam się w swoim kierunku i ruszyłam dalej.
– Hej, koleżanko – zawołał jeden z nich. – Zaczekaj.
Nie miałam wątpliwości, że chodziło mu o mnie. W pobliżu nie było nikogo innego. Instynkt samozachowawczy podpowiadał mi, żebym jak najszybciej dotarła na stację, gdzie będzie więcej ludzi.
Szli za mną. Przyśpieszyłam kroku. Zrobili to samo.
– Dokąd się tak śpieszysz? – zawołał któryś z nich.
Nerwowo zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze ponad godzinę do pociągu. O tej porze na stacji mogło jeszcze nie być nikogo, a obecność tamtej trójki za plecami niepokoiła mnie. Wolałam znaleźć się w jakimś bardziej zatłoczonym miejscu.
Weszłam do pobliskiego sklepu. Jeżeli mieli zamiar iść za mną cały czas, mogłam zgubić ich między półkami z towarem. Nie weszli do środka. Pokręciłam się chwilę po wnętrzu i zerknęłam przez szybę. Wyglądało na to, że poszli, więc wyszłam na zewnątrz i ruszyłam dobrze znaną mi drogą.
– Trochę kazałaś na ciebie czekać. – Usłyszałam za sobą męski głos.
Czyjaś ręka spoczęła na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się i szybko odwróciłam twarzą do trójki młodych mężczyzn, którzy szli za mną wcześniej. Musieli przystanąć w cieniu budynku i z wnętrza sklepu nie miałam szansy ich zauważyć.
Odwróciłam się bez słowa z zamiarem ruszenia przed siebie, ale zatrzymało mnie szarpnięcie w okolicach nadgarstka.
– Dokąd idziesz, koleżanko? – Najwyższy z chłopaków złapał mnie za przegub, a któryś z pozostałych dwóch zastąpił mi drogę.
Wyszarpnęłam energicznie rękę z uścisku tego pierwszego. Nie złapał mnie kolejny raz, ale uśmiechnął się zadowolony i pogładził wierzchem palca wskazującego po policzku. Zamarłam.
– Nie lubisz, jak ci się ktoś naprzykrza? – zapytał z wrednym uśmiechem. – To nawet lepiej. Zadziorna. Lubię takie – powiedział i wymienił spojrzenia ze swoimi towarzyszami. – Z nami możesz się świetnie zabawić, wiesz? Nas jest trzech, ty jedna. Miałabyś co robić. Nie nudziłabyś się. Masz chłopaka?
Nic nie odpowiedziałam, tylko posłałam mu spłoszone spojrzenie.
– Chyba nie – mruknął wysoki z paskudnym uśmiechem, który niesamowicie szpecił jego całkiem ładną twarz. – Szkoda by było takiej ładnej buzi tylko dla jednego faceta. Chciałabyś zostać dziewczyną kilku facetów?
Jego dłoń zanurkowała pod moją spódniczką, a ja poczułam się tak, jakby coś ciężkiego wpadło mi do żołądka. Zaczęłam panikować. Instynkt mówił mi, żebym uciekała, ale nie miałam dokąd, a nogi stały się ciężkie i miękkie.
– Mmm… – wymruczał, pociągając za materiał moich majtek. – Stringi. Lubisz się zabawić, co?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Rozejrzałam się tylko dookoła w popłochu i kilka metrów dalej zauważyłam jakiegoś człowieka, który przechodził przez ulicę. Niewiele myśląc, wyminęłam wysokiego chłopaka i pobiegłam do tego kogoś ile sił w nogach.
– Udawaj, że mnie znasz, proszę – powiedziałam cicho błagalnym tonem, wtulając się w tors zupełnie obcego mężczyzny. – Ci faceci szli za mną już jakiś czas i nie chcą dać mi spokoju.
Facet znieruchomiał. Modliłam się w duchu, żeby mnie nie odtrącił. Był w tym momencie moją jedyną deską ratunku i dzięki Bogu po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk.
Odetchnęłam z ulgą. Tamci trzej nie byli już tacy skorzy do zaczepiania mnie w obecności innego mężczyzny.
– Dziękuję – powiedziałam do mojego wybawcy, kiedy już opadły we mnie emocje. – I przepraszam, że się tak na ciebie rzuciłam.
Mogłam mu się teraz lepiej przyjrzeć. Właściwie był to chłopak mniej więcej w moim wieku o rzucającej się w oczy śródziemnomorskiej urodzie. Patrzył na mnie z góry łagodnymi, ciemnymi oczami i uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Gdybyś ty do mnie nie podeszła, ja bym to zrobił – powiedział łagodnym tonem. – Jestem Manuel.
~~~~~~~~~~~
Całość do kupienia w Empiku i innych księgarniach w wersji papierowej jak i elektronicznej (ebooki również na Legimi i innych popularnych platformach ebookowych).